Moja pierwsza wizyta u ginekologa

Miesiączkować zaczęłam szybko, na tyle szybko, że zaniepokoiło to
moją mamę i gdy tylko spotkała gdzieś jakąkolwiek ze swoich koleżanek
wypytywała się ich namiętnie jak to jest z ich córkami. Czułam się
tak zażenowana (choć w tym wieku pewnie nie znałam jeszcze tego słowa),
że jeśli gdzieś miałabym upatrywać źródeł swojej choroby to byłby
to wstyd jaki przeżyłam w wieku 10 lat i który na tyle zablokował moje
jajniki, że po jeszcze kilku próbach stwierdziły „a co, w takim razie
nie owulujemy i nie miesiączkujemy!”. Mama chciała dobrze, ale gdyby
jej delikatność była choć w połowie taka jak ciekawskość to
może nie jeżyłabym się na kolejne pytanie „jak tam twoja
miesiączka?”. Mama jednak jakimś swoim intuicyjno-matczynym sposobem
(lub po prostu widząc, że kolejną paczkę podpasek zużywa tylko ona)
dostrzegła, że jest problem i zaciągnęła do mojego pierwszego
ginekologa.
Wizyta, jak łatwo się domyśli, ani trochę mi się nie spodobała.
Jeszcze jadąc do przychodni czułam się jakbym miała na czole wypisane
„tak! To mój pierwszy gino-raz!” i spojrzenie każdego pasażera
autobusu uważałam za prześmiewcze. Przychodnia mieściła się w
najstarszej, najbardziej zapuszczonej dzielnicy mojego miasta. Nie uważam,
żeby mama mnie nie kochała i zrobiła to celowo. Po prostu właśnie tam
przyjmowała lekarka, która prowadziła mamy ciąże, ciąże której
końcowym etapem były moje to właśnie narodziny. Nic dziwnego, że mama
darzyła akurat tą ginekolożkę pewnego rodzaju sympatią i sentymentem.
Nie kwestionowałam jej umiejętności (wtedy jeszcze nie) chociaż
pierwszym sygnałem do namysłu mógł być fakt, że mama w ciąże
zaszła bez większych problemów i podobnie było przez kolejnych 9
miesięcy, tak więc omawiana gino nie miała się przy czym
„wykazać”. Ale luz. Na dzień dobry cytologia u dziewicy. hmmmm różnie o tym
piszą. Wyszła idealnie, jak się później okazało, ale w sumie nie było w tym nic dziwnego.
Co ma wymaz z szyjki macicy do moich problemów z hormonami? Ich oczywiście nie zleciła.
Wypisała receptę na Diane i odesłała do domu. 
Jak łatwo się domyślić jej leczenie na niewiele się zdało. Inni ginekolodzy ładowali
we mnie tabletki antykoncepcyjne, po których przez jakiś czas raz w miesiącu występowało
co prawda krwawienie, ale po jakimś czasie mój organizm reagował dwukrotnym krwawieniem:
jednym podczas brania tabletek, drugim po odstawieniu. Hitem był gin który już wtedy do 16latki,
nie zwracając uwagi na obok siedzącą jej mamę, rzekł: "Najlepiej jakby pani zaszła w ciąże to by
się wszystko unormowało!". Gdybym nie była takim wystraszonym kurczaczkiem pewnie bym mu coś
odpyskowała, wtedy jednak o mało nie padłam!
Kolejna ginka podczas usg: "Jakie wielkie jajniki! Tyle już pracuje, a takich nie widziałam!
Żadna z moich pacjentek jeszcze takich nie miała!" Chciałam uciec, nawet z tym usg wetkniętym tam
gdzie wiadomo ;) Uciec i beczeć! Wypisała skierowanie na operacje - elektrokauteryzację jajników.
Po jednej wizycie, bez prób leczenia, bez dodatkowych badań z krwi.
Mogłabym tak opisywać długo, ale Wasze historie na pewno też są ciekawe mimo że czasem wstrząsające.
Nie bójcie się opisywać je w komentarzach!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wiersz III

wiersz V

Blogosfera Canpol babies. Blogujesz? Testujesz!